Lipiec- przesądzający czas dla mojej skromnej osoby. W tym momencie dowiem się czy przyjmą mnie na wyśnione studia i czy będzie mnie czekać wycieczka na safari do miejskiej dżungli. Jak ktoś egzystuje w małym miasteczku jak ja, w którym jest kilka sklepów na krzyż, to wyprawa do miasta takiego ogromnego jak np. Łódź jest ogromnym wyzwaniem.
Udało się! Przyjęli mnie! Teraz trzeba zająć się problemami organizacyjnymi, tj. zmiana miejsca zamieszkania, złożenie akt osobowych, etc. Kupując bilet na środek transportu do Warszawy czułam się jakbym nabywała bilety do szerokich horyzontów i edukacji. Po dotarciu do wielkiego miasta moje obawy znalazły potwierdzenie, czułam się jak w miejskiej dżungli… W którą stronę iść? W jaki tramwaj wsiąść? Obawiam się,że na jakiejkolwiek wycieczki egzotyczne prościej się ogarnąć w transporcie oraz organizacji ruchu niż tu… Mimo to, pomimo strachu i przerażenia ograniczającego mnie od wewnątrz ruszyłam w głąb dżungli. W pierwszym napotkanym pawilonie zaopatrzyłam się w najbardziej aktualną mapę miasta. Taki drobiazg, a cieszy i pomaga w życiu. Dzięki niej wiedziałam już mniej więcej w którą stronę się kierować. Jednak na transport metrem nie miałam odwagi, wolałam przespacerować się te parę kilometrów do uczelni. Po drodze spotkałam mnóstwo młodych ludzi rozdających ulotki lub spacerujących przed biurami podróży i trzymających nad głową wielki afisz „Wycieczki incentive!” czy też „Wyjazdy firmowe!”. Zaciekawiła mnie nazwa „Incentive”, więc zadecydowałam że podejdę do tego studenta i go wypytam, przy okazji zaliczając pierwszą znajomość w świeżym mieście. Tak jak podejrzewałam, był to student, pracujący po zajęciach. I to z mojej uczelni! Przedstawił mi przy możliwości pogaduszki jak najprościej dostać się do uczelni i których tramwajów użyć. Po załatwieniu wszystkich niezbędnych spraw studenckich, czas wracać do swojego domu i powoli zacząć planować egzotyczne wyprawy do dzikiego miasta studenckiego.