Wybory do sejmu już za nami, tym samym wszystko może spokojnie powrócić do normy. Chociaż może prawie wszystko, gdyż – jak po każdych wyborach – ulice i chodniki naszych miast pozostają przyozdobione setkami plakatów „wybrańców narodu”, na budynkach wciąż wiszą jeszcze bilbordy z wyrafinowanymi hasłami politycznymi, a gdzieniegdzie leżą nawet różnobarwne ulotki. Łódź, Warszawa czy Wałbrzych – to nieważne, w żadnym miejscu większość polityków jakoś nie spieszy się ze sprzątaniem po sobie. Może są więc zbyt zajęci robieniem porządków w kraju?
Tak czy inaczej kłopot pozostaje podobny niezależnie od tego do jakiej formacji przynależał jakiś polityk, ani czy udało mu się dostać do parlamentu, czy też nie. W pierwszej kolejności zbieranie funduszy na kampanię wyborczą, później obmyślanie i zatwierdzanie materiałów wyborczych, a w następnej kolejności drukarnia cyfrowa Łódź produkuje ogromne ilości plakatów, jakie partyjne młodzieżówki rozlepiają dniem i nocą gdzie tylko się da. O ile przykładowo promocyjne siatki na zakupy, odświeżacze powietrza albo nieduże kalendarze Łódź z nazwiskiem kandydata komuś służą i nie zanieczyszczają naszych miast, o tyle już ulotki Łódź to prawdziwa masakra. Jest ich cała masa nie tylko na przygotowanych do tego tablicach, ale również na ścianach domów, na dworcach czy nawet drzewach. Częstokroć konkurujące formacje polityczne zaklejają się nawzajem, żeby swoim plakatem przysłonić wizerunek innego kandydata. Z upływem czasu wszystko to robi się wyblakłe, drze się i szpeci dane miejsce. No cóż demokratyczni wyborcy – mamy galimatias w sejmie, mamy bezład na ulicach.