Eko-polityka prowadzona przez UE wywołuje masę emocji. W głównej mierze dotyczy to handlu limitami do emisji CO2, jaki oznacza dla podatników gigantyczne koszty. Ostatnio jednak w UE zdecydowano, by obciążyć podatkiem również przedsiębiorstwa zza granicy, a dokładniej mówiąc linie lotnicze korzystające z europejskich lotnisk.
Niepocieszne wydarzenia naturalnie spotkały się ze zdecydowanym protestem ze strony przedsiębiorstw lotniczych rozmaitych państw. UE każe im słono płacić za pozwolenia na produkowanie dwutlenku węgla, zasłaniając się ochroną klimatu. O ile na Starym Kontynencie tak rozumiana ekologia od lat jest rzeczą normalną, o tyle w USA lub Chinach nie ma zapędu do tak zwanej walki z globalnym ociepleniem. Najostrzej na unijne ciekawostki zareagowali właśnie Chińczycy, którzy stwierdzili, że nie będą płacić klimatycznej daniny. Wiązałoby się to rzecz jasna z olbrzymimi kosztami, a w rezultacie musiałoby się odbić i na cenach biletów lotniczych. Może to stanowić nawet zalążek niewielkiej wojny gospodarczej, gdyż Chiny mogą opracować odwetowe opłaty wyrównawcze. Skądinąd w ostatnim czasie obiektem krytyki stał się nie tylko lotniczy podatek, ale limity emisji dwutlenku węgla w ogóle. Można przytoczyć tutaj choćby zerwanie przez Kanadyjczyków traktatu z Kioto lub protesty Rosji.