Wydarzenia ostatnich tygodni nie na żarty zachwiały całym eurolandem. W obliczu zamieszania związanego z bankructwem Hellady oraz problemami skarbowymi szeregu państw unijnych, jak również kiepskiej kondycji gospodarki Starego Kontynentu pod znakiem zapytania stoi już nie tylko przyszła integracja polityczna, lecz w szczególności przyszłość wspólnego środka płatniczego. Sytuacja jest naprawdę nieciekawa, ponieważ coraz częściej w rozmaitych krajach można usłyszeć głosy o potrzebie wystąpienia z Eurolandu.
Wygląda zatem na to, że przeciwnicy unii walutowej mieli rację. Jednolity pieniądz okazał się porażką i tworem czysto politycznym. Tąpnięcia na rynku walut wpływają przecież na realną gospodarkę, a więc akumulację kapitału i transakcje handlowe. W dobie kryzysu nawet w jednym kraju cierpi cały biznes, dlatego że nowoczesna ekonomia jest systemem naczyń połączonych. W wyższym stopniu cierpią oczywiście kraje, które posiadają euro, głównie, dlatego że są zmuszone dokładać się na tak zwane pakiety pomocowe dla bankrutujących, nie mogą samodzielnie dewaluować waluty i są uzależnione od uchwał Europejskiego Banku Centralnego. W praktyce wiąże się to z kosztami dla zwyczajnych obywateli tychże krajów – muszących przecież opłacać coraz wyższe podatki, a na dodatek odczuwających na własnej skórze efekty inflacji. W związku z tym europejscy przedsiębiorcy i przeciętni klienci, a oprócz tego biznesmeni z krajów trzecich handlujących z Unią Europejską uważnie śledzą kursy walut, wzrost cen i decyzje na szczytach władzy. W najbliższym czasie przekonamy się jak Europa i jej pieniądz przetrwa ten kryzys.