Lipiec- sądny czas dla moich dalszych losów. Dziś okaże się czy przyjmą mnie na upatrzone studia i czy będzie na mnie czekać wyprawa na Tanzania safari do miejskiej dżungli. W momencie, gdy ktoś prowadzi życie w niewielkim miasteczku jak ja, w którym niewielka ilość pawilonów handlowych na skrzyżowanie, to wyprawa do miasta takiego dużego jak np. Poznań jest nielada wyzwaniem.
Udało się! Dostałam się! Teraz trzeba zająć się sprawami organizacyjnymi, tj. zmiana miejsca zamieszkania, doręczenie akt osobowych, etc. Kupując bilet na środek transportu do Warszawy czułam się jakbym zdobywała Indonezja bilety do wiedzy i edukacji. Po dotarciu do wielkiego miasta moje obawy znalazły potwierdzenie, czułam się jak w miejskiej dżungli… W którą stronę iść? W jaki tramwaj wsiąść? Myślę,że na jakiej bądź wycieczki prościej się zorientować w transporcie czy też organizacji ruchu niż tutaj… Mimo to, pomimo strachu i przerażenia krępującego mnie od wewnątrz ruszyłam wewnątrz dżungli. W najbliższym napotkanym sklepie zaopatrzyłam się w najbardziej aktualną mapę miejscowości. Taki drobiazg, a raduje i pomaga w życiu. Dzięki niej wiedziałam już mniej więcej w którą stronę iść. Ale na podróż metrem się nie odważyłam, wolałam przespacerować się te parę kilometrów do uczelni. Po drodze napotkałam mnóstwo młodych ludzi rozdających ulotki reklamowe lub zachęcających przed biurami podróży i posiadających nad głową wielgachny neon „Wycieczki Kenia incentive!” czy też „ Wyjazdy na zamówienie!”. Zaciekawiła mnie nazwa „Incentive”, więc zadecydowałam że zaczepię tego chłopaka i go wypytam, przy okazji posiadając pierwszą znajomość w świeżym mieście. Tak jak się domyślałam, był to żak, pracujący po szkole. I to z mojej uczelni! Poinformował mnie przy możliwości konwersacji jak najprostszą drogą dotrzeć do uczelni i których środków transportu użyć. Po załatwieniu wszystkich ważnych spraw studenckich, najwyższy czas wracać do swojej mieściny i powoli zacząć planować egzotyczne wyprawy do dzikiego miasteczka studenckiego.